Witajcie!
Dziś wstąpiłam tylko na chwilę, żeby pochwalić się czym zaskoczyła mnie moja carnosa 😄
Puszcza nowy pęd! Ma ochotę być bujniejsza!! 😍
Ot, taka mała niespodzianka! 😃
Pozostałe sadzonki nadal dzielnie się ukorzeniają i cierpliwie czekają na swoje doniczki :)
Zieloności!! 😉
20 czerwca 2017
18 czerwca 2017
Niepozorna znajoma z łąki
Dzisiejszy spacer z moim kochanym psiakiem, przypomniał mi o czymś, co warto wiedzieć a więc warto również o tym napisać :)
Znamy ją wszyscy, każdego roku widujemy dosłownie wszędzie i nie ma chyba osoby, która nigdy nie spotkałaby się z nią przy okazji spaceru po parku czy łące. Nie trzeba więc nikomu opisywać jak wygląda i gdzie można ją znaleźć 😉
Koniczyna łąkowa (Trifolium pratense) - bo o niej mowa - nazywana także czerwoną - jaka jest, każdy wie.
Nie każdy jednak wie, że ta pospolita, niepozorna roślinka, ma niezwykłe właściwości, wykorzystywane w ziołolecznictwie i farmacji.
Często mówi się o niej, że jest ziołem stworzonym dla kobiet, ponieważ dzięki zawartości różnych związków, może być stosowana w celu łagodzenia objawów menopauzy, regulowania menstruacji i obniżania napięcia przedmiesiączkowego.
Wspomaga również oczyszczanie organizmu ze szkodliwych produktów przemiany materii, pobudza wątrobę i pęcherzyk żółciowy, wpływając pozytywnie na trawienie i łagodząc zaparcia.
Ma działanie uspokajające, przeciwskurczowe i moczopędne.
Dzięki właściwościom tonizującym, pomaga również w chorobach skóry, takich jak trądzik czy łuszczyca.
Jakby tego było mało, picie wywaru z wysuszonych kwiatów, wspomaga leczenie stanów zapalnych oskrzeli, przewodu pokarmowego oraz może być stosowane pomocniczo przy biegunce.
Wywar może również posłużyć do inhalacji przy astmie i chorobach układu oddechowego, którym towarzyszą katar i kaszel.
WOOOW! Dużo tego... ale....
UWAGA!!! Koniczyny nie powinny stosować kobiety w ciąży i o zaburzonej gospodarce hormonalnej, osoby planujące operację lub mające problemy z krzepnięciem krwi - roślina może zwiększać krwawienie i ograniczać krzepliwość.
Napar z kwiatów koniczyny - przy stanach zapalnych, biegunce, również do inhalacji
Liście - uprzednio sparzone gorącą wodą, roztarte liście, można przykładać na ukąszenia owadów, drobne rany, oparzenia czy owrzodzenia; przynoszą ulgę w chorobach skóry takich jak świąd czy łuszczyca.
Oczywiście, jak z każdym lekiem czy ziołem, tak i z tym należy uważać i nie przesadzić! Roślinka posiada cały wachlarz dobroczynnych właściwości ale nie oznacza to, że mamy od razu przenieść się na dietę koniczynową i pić jedynie wywary z kwiatków. Pamiętajmy, że każdy organizm jest inny i każdy może inaczej zareagować. Należy zachować umiar i ostrożność! Poza tym, chcąc wykorzystać zbawienny wpływ koniczyny, niekoniecznie musimy bawić się w zielarza. Na rynku są dostępne gotowe specyfiki na bazie tej rośliny, więc jest w czym wybierać 😉
Na koniec, to co tygryski lubią najbardziej czyli... przepis na nalewkę znaleziony w jednej z gazet 😁
Co prawda, nigdy jeszcze nie wypróbowałam takiego specyfiku i raczej wątpię w jego walory smakowe. Skłaniałabym się prędzej ku właściwościom leczniczym. Może w tym roku spróbuję, bo łąkowa koleżanka wyjątkowo obrodziła tej wiosny, więc jeśli wezmę się ostro za zbieranie, starczy na wszelkiego rodzaju napary, nalewki, wywary i inne cuda 😊
Zieloności!!
Znamy ją wszyscy, każdego roku widujemy dosłownie wszędzie i nie ma chyba osoby, która nigdy nie spotkałaby się z nią przy okazji spaceru po parku czy łące. Nie trzeba więc nikomu opisywać jak wygląda i gdzie można ją znaleźć 😉
Koniczyna łąkowa (Trifolium pratense) - bo o niej mowa - nazywana także czerwoną - jaka jest, każdy wie.
Nie każdy jednak wie, że ta pospolita, niepozorna roślinka, ma niezwykłe właściwości, wykorzystywane w ziołolecznictwie i farmacji.
Często mówi się o niej, że jest ziołem stworzonym dla kobiet, ponieważ dzięki zawartości różnych związków, może być stosowana w celu łagodzenia objawów menopauzy, regulowania menstruacji i obniżania napięcia przedmiesiączkowego.
Wspomaga również oczyszczanie organizmu ze szkodliwych produktów przemiany materii, pobudza wątrobę i pęcherzyk żółciowy, wpływając pozytywnie na trawienie i łagodząc zaparcia.
Ma działanie uspokajające, przeciwskurczowe i moczopędne.
Dzięki właściwościom tonizującym, pomaga również w chorobach skóry, takich jak trądzik czy łuszczyca.
Jakby tego było mało, picie wywaru z wysuszonych kwiatów, wspomaga leczenie stanów zapalnych oskrzeli, przewodu pokarmowego oraz może być stosowane pomocniczo przy biegunce.
Wywar może również posłużyć do inhalacji przy astmie i chorobach układu oddechowego, którym towarzyszą katar i kaszel.
WOOOW! Dużo tego... ale....
UWAGA!!! Koniczyny nie powinny stosować kobiety w ciąży i o zaburzonej gospodarce hormonalnej, osoby planujące operację lub mające problemy z krzepnięciem krwi - roślina może zwiększać krwawienie i ograniczać krzepliwość.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Napar z kwiatów koniczyny - przy stanach zapalnych, biegunce, również do inhalacji
- 3 łyżki kwiatów na jedną szklankę wody, ogrzać do wrzenia i nie gotować dalej
- pić małymi porcjami przez cały dzień
- 1-3 łyżki suszonych kwiatów zalać wrzątkiem i zaparzać pod przykryciem 15 minut
- odcedzić, najlepiej podzielić na trzy równe części i pić kilka razy dziennie
Liście - uprzednio sparzone gorącą wodą, roztarte liście, można przykładać na ukąszenia owadów, drobne rany, oparzenia czy owrzodzenia; przynoszą ulgę w chorobach skóry takich jak świąd czy łuszczyca.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Na koniec, to co tygryski lubią najbardziej czyli... przepis na nalewkę znaleziony w jednej z gazet 😁
- suszone kwiaty czerwonej koniczyny
- spirytus rektyfikowany (80%)
- słoik, gaza lub sitko
Co prawda, nigdy jeszcze nie wypróbowałam takiego specyfiku i raczej wątpię w jego walory smakowe. Skłaniałabym się prędzej ku właściwościom leczniczym. Może w tym roku spróbuję, bo łąkowa koleżanka wyjątkowo obrodziła tej wiosny, więc jeśli wezmę się ostro za zbieranie, starczy na wszelkiego rodzaju napary, nalewki, wywary i inne cuda 😊
Zieloności!!
17 czerwca 2017
Klika słów o zauroczeniu :)
Jakiś czas temu, podkradłam ze swojej starej pracy (podobno kradzione rosną najlepiej 😜) koniuszek pędu z dwoma listkami z roślinki, która zaczynała całkiem ciekawie kwitnąć. Nie wiedziałam co to, nie wiedziałam czy się przyjmie ale postanowiłam spróbować.
Rosła powoli... baaaardzo powoli aż w końcu zaczęła szaleć! Pędy rozgałęziły się i wystrzeliły tak potężnie, że zaczęły owijać się wokół sąsiadujących roślin. Ok, roślina pnąca - zaczęłam szukać. Na szczęście pamiętałam jak wyglądały zawiązujące się kwiatostany i tym sposobem odnalazłam moją gwiazdkę - Hoya!
Bogaty internet szybo uświadomił mnie co to za cudo i jak pięknie może wyglądać ale niestety moja roślinka nie była skora do zakwitania. Pędy rosły, pojawiały się nowe, piękne liście o głębokiej barwie ale kwiatowych baldachimów ani rusz!
Powoli traciłam nadzieję, że coś więcej się z tego wykluje, aż tu nagle, po 2,5 roku czekania, moja cierpliwość została nagrodzona! Zakwitła! I to jak!
Hoya wypuszcza szypułki, przekształcające się w kwiatowe "baldachimy" (niektórzy nazywają je "parasolkami"), które utrzymują się przez kilka tygodni. Pachną niesamowicie, szczególnie wieczorami i w nocy. Ich zapach jest słodki, intensywny, może kojarzyć się z zapachem miodu.
Jeszcze jedno... Hoya płacze 😉 Tak, płacze! Kwiaty wydzielają lepki sok, który wygląda tak, jakby każdy kwiatek z osobna uronił łzę 😊
Moja roślinka, tej wiosny nagrodziła moje starania, jak do tej pory, dwukrotnie: podarowała mi najpierw dwa a następnie trzy kwiatostany, co spowodowało, że zaczęłam żywiej interesować się uprawą tego cuda.
I tu nastąpiło wielkie BUUUUUM! Hoja, którą posiadam, to najpopularniejsza w uprawie domowej - odmiana hoya carnosa, czyli hoja różowa. Mało wymagająca, jedyne czego nie lubi to przestawianie i przelanie. Ale, ale! Ta piękność ma kilkaset różnych odmian - przeróżne kolory i kwiatostany, najróżniejsze liście, które wspaniale zdobią nawet wtedy, kiedy rośliny nie kwitną!
Bakcyl zaszczepiony - Aki zaczyna kombinować, gdzie postawi nowe okazy 😨. I tak, już tydzień później, kolekcja powiększa się o "jedyne" 5 sztuk:
Od lewej:
Oczywiście, na bieżąco będę się dzielić postępami, jakie osiągają 😊
Nie mogłabym jednak zakończyć tego posta, nie dzieląc się moją dumą! Przed Wami, moja "osobistyczna" hoya carnosa, wyhodowana z dwulistnej, skradzionej z koniuszka pędu sadzonki:
A na koniec, zdjęcie szypułki przekwitniętego kwiatostanu:
UWAGA!!!
Nie należy usuwać szypułek!
Ten gatunek rośliny wypuszcza nowe kwiatostany w miejscu starych!
Oczywiście, wraz ze wzrostem, pojawiają się nowe szypułki i roślina im starsza, tym obficiej kwitnie.
I jeszcze jedna dobra rada - podobno Hoya postawiona w półcieniu rośnie bujnie ale nie kwitnie, natomiast stojąca w miejscu oświetlonym, z roku na rok, cieszy oczy większą liczbą kwiecistych parasolek 😊💖. Moja stoi na oknie wschodnim, które jest podobno najlepszym miejscem do jej uprawy i raczej nie będę ryzykowała przestawiania jej w cień. Niemniej, warto mieć to na uwadze! 😉
Życzę wszystkim zieloności i do napisania!
Rosła powoli... baaaardzo powoli aż w końcu zaczęła szaleć! Pędy rozgałęziły się i wystrzeliły tak potężnie, że zaczęły owijać się wokół sąsiadujących roślin. Ok, roślina pnąca - zaczęłam szukać. Na szczęście pamiętałam jak wyglądały zawiązujące się kwiatostany i tym sposobem odnalazłam moją gwiazdkę - Hoya!
Bogaty internet szybo uświadomił mnie co to za cudo i jak pięknie może wyglądać ale niestety moja roślinka nie była skora do zakwitania. Pędy rosły, pojawiały się nowe, piękne liście o głębokiej barwie ale kwiatowych baldachimów ani rusz!
Powoli traciłam nadzieję, że coś więcej się z tego wykluje, aż tu nagle, po 2,5 roku czekania, moja cierpliwość została nagrodzona! Zakwitła! I to jak!
Hoya wypuszcza szypułki, przekształcające się w kwiatowe "baldachimy" (niektórzy nazywają je "parasolkami"), które utrzymują się przez kilka tygodni. Pachną niesamowicie, szczególnie wieczorami i w nocy. Ich zapach jest słodki, intensywny, może kojarzyć się z zapachem miodu.
Jeszcze jedno... Hoya płacze 😉 Tak, płacze! Kwiaty wydzielają lepki sok, który wygląda tak, jakby każdy kwiatek z osobna uronił łzę 😊
Moja roślinka, tej wiosny nagrodziła moje starania, jak do tej pory, dwukrotnie: podarowała mi najpierw dwa a następnie trzy kwiatostany, co spowodowało, że zaczęłam żywiej interesować się uprawą tego cuda.
I tu nastąpiło wielkie BUUUUUM! Hoja, którą posiadam, to najpopularniejsza w uprawie domowej - odmiana hoya carnosa, czyli hoja różowa. Mało wymagająca, jedyne czego nie lubi to przestawianie i przelanie. Ale, ale! Ta piękność ma kilkaset różnych odmian - przeróżne kolory i kwiatostany, najróżniejsze liście, które wspaniale zdobią nawet wtedy, kiedy rośliny nie kwitną!
Bakcyl zaszczepiony - Aki zaczyna kombinować, gdzie postawi nowe okazy 😨. I tak, już tydzień później, kolekcja powiększa się o "jedyne" 5 sztuk:
Od lewej:
- hoya bella
- hoya davidcummingii
- hoya linearis
- hoya chouke
- hoya diptera
Oczywiście, na bieżąco będę się dzielić postępami, jakie osiągają 😊
Nie mogłabym jednak zakończyć tego posta, nie dzieląc się moją dumą! Przed Wami, moja "osobistyczna" hoya carnosa, wyhodowana z dwulistnej, skradzionej z koniuszka pędu sadzonki:
UWAGA!!!
Nie należy usuwać szypułek!
Ten gatunek rośliny wypuszcza nowe kwiatostany w miejscu starych!
Oczywiście, wraz ze wzrostem, pojawiają się nowe szypułki i roślina im starsza, tym obficiej kwitnie.
I jeszcze jedna dobra rada - podobno Hoya postawiona w półcieniu rośnie bujnie ale nie kwitnie, natomiast stojąca w miejscu oświetlonym, z roku na rok, cieszy oczy większą liczbą kwiecistych parasolek 😊💖. Moja stoi na oknie wschodnim, które jest podobno najlepszym miejscem do jej uprawy i raczej nie będę ryzykowała przestawiania jej w cień. Niemniej, warto mieć to na uwadze! 😉
Życzę wszystkim zieloności i do napisania!
Już nie taka nowa pasja :)
Witajcie!
Od kilku lat amatorsko hoduję rośliny. Nie posiadam niestety ogrodu ani oranżerii więc chwytam za to, co da się wyhodować w doniczce. Oczywiście, ograniczony metraż bardzo mi to utrudnia, bo powoli zaczyna brakować mi miejsca na nowe nabytki ale staram się ciągle wcisnąć jeszcze coś nowego.
I w tym miejscu dochodzimy do bezpośredniego powodu mojego pobytu wśród grona bloggerów. Ostatnio odkryłam nową miłość, która rozwija się w zastraszającym tempie i niedługo pewnie sprawi, że z braku alternatywy, rośliny będę trzymać nawet na poduszce! 😅
W każdym razie, chcąc podzielić się swoim nowym zauroczeniem, doszłam do wniosku, że nie tylko ono zasługuje na uwagę, ponieważ wszystko, co zielone jest jest warte uwagi! Każda roślina w podziękowaniu za opiekę, potrafi odwdzięczyć się swoim pięknem i cieszyć przez długi czas.
Ten blog powstał po to, by (oczywiście!) pochwalić się swoimi sukcesami ale również po to, by móc wymieniać się wzajemnie wiedzą z ludźmi o podobnej pasji, rozwijać swoje zainteresowania, a także dzielić się napotkanym (i wyhodowanym!) pięknem zielonej natury.
Od kilku lat amatorsko hoduję rośliny. Nie posiadam niestety ogrodu ani oranżerii więc chwytam za to, co da się wyhodować w doniczce. Oczywiście, ograniczony metraż bardzo mi to utrudnia, bo powoli zaczyna brakować mi miejsca na nowe nabytki ale staram się ciągle wcisnąć jeszcze coś nowego.
I w tym miejscu dochodzimy do bezpośredniego powodu mojego pobytu wśród grona bloggerów. Ostatnio odkryłam nową miłość, która rozwija się w zastraszającym tempie i niedługo pewnie sprawi, że z braku alternatywy, rośliny będę trzymać nawet na poduszce! 😅
W każdym razie, chcąc podzielić się swoim nowym zauroczeniem, doszłam do wniosku, że nie tylko ono zasługuje na uwagę, ponieważ wszystko, co zielone jest jest warte uwagi! Każda roślina w podziękowaniu za opiekę, potrafi odwdzięczyć się swoim pięknem i cieszyć przez długi czas.
Ten blog powstał po to, by (oczywiście!) pochwalić się swoimi sukcesami ale również po to, by móc wymieniać się wzajemnie wiedzą z ludźmi o podobnej pasji, rozwijać swoje zainteresowania, a także dzielić się napotkanym (i wyhodowanym!) pięknem zielonej natury.
Subskrybuj:
Posty (Atom)