17 czerwca 2017

Klika słów o zauroczeniu :)

Jakiś czas temu, podkradłam ze swojej starej pracy (podobno kradzione rosną najlepiej 😜) koniuszek pędu z dwoma listkami z roślinki, która zaczynała całkiem ciekawie kwitnąć. Nie wiedziałam co to, nie wiedziałam czy się przyjmie ale postanowiłam spróbować.
Rosła powoli... baaaardzo powoli aż w końcu zaczęła szaleć! Pędy rozgałęziły się i wystrzeliły tak potężnie, że zaczęły owijać się wokół sąsiadujących roślin. Ok, roślina pnąca - zaczęłam szukać. Na szczęście pamiętałam jak wyglądały zawiązujące się kwiatostany i tym sposobem odnalazłam moją gwiazdkę - Hoya!
Bogaty internet szybo uświadomił mnie co to za cudo i jak pięknie może wyglądać ale niestety moja roślinka nie była skora do zakwitania. Pędy rosły, pojawiały się nowe, piękne liście o głębokiej barwie ale kwiatowych baldachimów ani rusz!
Powoli traciłam nadzieję, że coś więcej się z tego wykluje, aż tu nagle, po 2,5 roku czekania, moja cierpliwość została nagrodzona! Zakwitła! I to jak!

Hoya wypuszcza szypułki, przekształcające się w kwiatowe "baldachimy" (niektórzy nazywają je "parasolkami"), które utrzymują się przez kilka tygodni. Pachną niesamowicie, szczególnie wieczorami i w nocy. Ich zapach jest słodki, intensywny, może kojarzyć się z zapachem miodu.
Jeszcze jedno... Hoya płacze 😉 Tak, płacze! Kwiaty wydzielają lepki sok, który wygląda tak, jakby każdy kwiatek z osobna uronił łzę 😊

Moja roślinka, tej wiosny nagrodziła moje starania, jak do tej pory, dwukrotnie: podarowała mi najpierw dwa a następnie trzy kwiatostany, co spowodowało, że zaczęłam żywiej interesować się uprawą tego cuda.
I tu nastąpiło wielkie BUUUUUM! Hoja, którą posiadam, to najpopularniejsza w uprawie domowej - odmiana hoya carnosa, czyli hoja różowa. Mało wymagająca, jedyne czego nie lubi to przestawianie i przelanie. Ale, ale! Ta piękność ma kilkaset różnych odmian - przeróżne kolory i kwiatostany, najróżniejsze liście, które wspaniale zdobią nawet wtedy, kiedy rośliny nie kwitną!
Bakcyl zaszczepiony - Aki zaczyna kombinować, gdzie postawi nowe okazy 😨. I tak, już tydzień później, kolekcja powiększa się o "jedyne" 5 sztuk:


Od lewej:
  • hoya bella
  • hoya davidcummingii
  • hoya linearis
  • hoya chouke
  • hoya diptera 
Jak widać, na razie same sadzonki, więc na rozkwit będę pewnie czekać przynajmniej następne dwa lata ale już nie mogę się doczekać tego wspaniałego widoku, zapachu i przede wszystkim radości, kiedy w końcu zaszczycą mnie swoimi kwiatami.
Oczywiście, na bieżąco będę się dzielić postępami, jakie osiągają 😊

Nie mogłabym jednak zakończyć tego posta, nie dzieląc się moją dumą! Przed Wami, moja "osobistyczna" hoya carnosa, wyhodowana z dwulistnej, skradzionej z koniuszka pędu sadzonki:







A na koniec, zdjęcie szypułki przekwitniętego kwiatostanu:


UWAGA!!! 
Nie należy usuwać szypułek! 
Ten gatunek rośliny wypuszcza nowe kwiatostany w miejscu starych!
Oczywiście, wraz ze wzrostem, pojawiają się nowe szypułki i roślina im starsza, tym obficiej kwitnie.

I jeszcze jedna dobra rada - podobno Hoya postawiona w półcieniu rośnie bujnie ale nie kwitnie, natomiast stojąca w miejscu oświetlonym, z roku na rok, cieszy oczy większą liczbą kwiecistych parasolek 😊💖. Moja stoi na oknie wschodnim, które jest podobno najlepszym miejscem do jej uprawy i raczej nie będę ryzykowała przestawiania jej w cień. Niemniej, warto mieć to na uwadze! 😉

Życzę wszystkim zieloności i do napisania!


1 komentarz:

  1. Dużo cierpliwości potrzeba by z małej sadzoneczki wychodować piękny kwiat. Podziwiam. Blog zrobiony wg. Mnie profesjonalnie. Czekam na dalsze wpisy.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze :)